Powstańcy styczniowi - nierozważni romantycy czy najwięksi patrioci?

Z okazji 145 rocznicy Powstania Styczniowego

***

W krwawym polu

Srebrne ptaszę,

Poszli w boje chłopcy nasze

Hu ha, krew gra

Duch gra, hu ha!

Niechaj Polska zna,

Jakich synów ma!

Obok Orła znak Pogoni

Poszli nasi w bój bez broni.

Hu ha, krew gra,

Duch gra, hu ha!

Matko Polsko, ży,j

Jezus Maria, bij![1]

Powstanie styczniowe, najkrwawsze, najdłuższe i najbardziej drastyczne z wystąpień narodowo – niepodległościowych, zakończyło pewien okres w dziejach Polski, zaczynając radykalne zmiany. Twórcy epoki popowstaniowej przystosowali główne zasady pozytywizmu dla potrzeb stworzenia programu rozwoju społeczeństwa w warunkach zniewolenia narodu, pod zaborami. W ten sposób zastąpiony został dominujący do 1863 r. światopogląd romantyczny. Pozytywiści mieli inny sposób patrzenia na problemy wspólnoty narodowej. Kładli nacisk, nie tyle na rzeczywistość duchową, ile na konieczność stworzenia form życia publicznego, rozwoju instytucji społecznych, długotrwałego odbudowania państwa w sferze materialnej, oświatowej i ekonomicznej, przy konieczności współżycia z zaborcą.

W literaturze i świadomości społecznej utworzył się mit powstańczy, ukazujący klęskę w perspektywie piękna i sensu, podkreślający wzór wspólnoty narodowej i dający przekonanie o wyższości moralnej Polaków. Powstanie, co prawda, zatrzymało na długie lata dążenia niepodległościowe, pogłębiło naszą świadomość izolacji, także naruszyło strukturę społeczną, ale ugruntowało patriotyzm w narodzie, zjednoczyło nas w wspólnej, podziemnej walce z zaborcą przy pomocy „pracy u podstaw” i uświadamiania dzięki literaturze.

Jak to jest jednak możliwe, że w ciągu około roku czasu, doszło do tak drastycznych zmian w niemal każdej dziedzinie życia? Czy ludzi, którzy się do tego się przyczynili, czy tych, którzy stworzyli mit powstańców, możemy nazwać patriotami, czy może lekkomyślnymi romantycznymi buntownikami?

Objęcie tronu przez Aleksandra II dało Polakom nadzieje. Nowy car nie był tak surowy jak poprzedni. „Odwilż” nie wynikała jednak z dobrego serca władcy, ale z upokarzającej przegranej Rosji w wojnie krymskiej. Oczywistym się stało, że trzeba było zrobić pewne ustępstwa by uniknąć powszechnego wybuchu społeczeństwa. Ogłoszenie amnestii dla Polaków na Syberii, otwarcie Akademii Medyko – Chirurgicznej w Warszawie, a przede wszystkim namowa polskich właścicieli ziemskich by zaczęli się zastanawiać nad wyzwoleniem chłopów, dało pewne iluzje na możliwość przeprowadzenia zmian w Królestwie Polskim. Nowy namiestnik, Michał Gorczakow, pozwolił na przywrócenie prawa do zgromadzeń. Natychmiast pojawiło się mnóstwo organizacji, które sprytnie skrywały swoje prawdziwe funkcje. W 1857 utworzono Towarzystwo Rolnicze, na czele którego stanął Andrzej Zamoyski. W lutym 1861 Leopold Kronenberg utworzył w Warszawie Delegację Miejską, której oficjalnym zadaniem miało być przekazywanie opinii czołowych obywateli miasta namiestnikowi. W gruncie rzeczy obie te organizacje były zamaskowanymi organami politycznymi. Powstawały także grupy dyskusyjne, w rodzaju stowarzyszenia millenerów, założonego przez Edwarda Jurgensa, które zaczęły rozmowy na tematy dotychczas zakazane. Opowiadali się oni za uwłaszczeniem chłopów, rozbudową oświaty, tworzeniem polskiego samorządu i równouprawnieniem Żydów. Burżuazja zajęła postawę wyczekującą. Aktywni stali się zaś studenci. Kółka rewolucyjne zaczęły głosić bardziej radykalne hasła. Takim oto sposobem w Królestwie Polskim powstały dwie orientacje polityczne: "Biali", czyli zwolennicy reform bez podejmowania walki zbrojnej, i "Czerwoni", którzy zyskali w społeczeństwie popularność.

W latach odwilży posewastopolskiej nastąpiła odnowa ruchu niepodległościowego. Ożywienie polityczne dotyczyło wszystkich grup społecznych. Zaczęły one ze sobą współpracować, czego wyrazem, choć dość skrajnym, były manifestacje. W kościołach śpiewano patriotyczne pieśni, podczas wizyty Napoleona III i Franciszka Józefa zorganizowano pochody. Pogrzeb wdowy po generale Sowińskim oraz rocznica powstania listopadowego przyciągnęła ogromne tłumy. Aby opanować sytuację car zwrócił się do Aleksandra Wielopolskiego. „Głuchy na podpowiedzi opinii publicznej i absolutnie pewny beznadziejności działań dyplomatycznych, był przeświadczony, że jest jedynym człowiekiem na świecie, który za pomocą wprowadzonych we właściwym czasie reform i przemocy potrafi zrekompensować wady swych rodaków.”[2]

Jednak powołanie nowego Rządu Cywilnego z hrabią jako naczelnikiem nie uspokoił gorących patriotycznych nastrojów warszawiaków. Wielopolski uważał, że Królestwo Polskie powinno się rozwijać w powiązaniu z Rosją, posiadając szeroką autonomię. Dlatego był on przeciwnikiem wszelkiej działalności konspiracyjnej i walki zbrojnej przeciw Rosji. Z jego inicjatywy, w kwietniu 1861 roku Gorczakow rozwiązał Delegację Miejską i Towarzystwo Rolnicze. Jak można się domyśleć oburzenie społeczne było ogromne. Zorganizowano wielką manifestację na placu Zamkowym, której oficjalnym powodem miała być rocznica bitwy pod Grochowem. Zakończyła się ona straszną tragedią – pięciu cywilów zostało zastrzelonych. Ponoć Wielopolski osobiście przerwał masakrę wypadając na czele kozackiego oddziału. Mimo to Polacy uznali go za zdrajcę. Zarówno "Biali" jaki i "Czerwoni" na niego właśnie zrzucili cała winę za brutalne i krwawe tłumienie demonstracji.

Wiosną 1862 roku Komitet Centralny „Czerwonych” uznał się za rząd Tymczasowy i przystąpił do przygotowania nieuchronnego już powstania. Organizacja skupiała zarówno inteligencję, urzędników, drobną szlachtę, ziemiaństwo, księży, jak i rzemieślników i robotników. Wielopolski wyczuwał ten wzbierający bunt, ale nie potrafił znaleźć epicentrum konspiracji. Ustanowił więc, by zapobiec powstaniu, przymusowy pobór do wojska. Branka odbywała się na podstawie specjalnych list, które obejmowały około 10 tysięcy ludzi powiązanych z „Czerwonymi”. Margrabia świadomie sprowokował konflikt. Wiedział, że konspiracja będzie chciała umknąć przed branką. Wiedział też, że nie będzie w stanie kontrolować wojska ani policji. Nie wiedział tylko, jak szerokie konspiracja ma zaplecze. Nawet się nie domyślał, że "Czerwoni" mają już w pełni opracowany program polityczny, oraz organizację finansową.

W pierwszych dniach powstania ponad tysiąc młodych ludzi uciekło do Kampinosu. W dwa dni później w dziesiątkach miejsc jednocześnie, na całym terenie Królestwa, zostały zaatakowane garnizony rosyjskie. „Wielopolski nie miał przed sobą amatorskiego spisku w rodzaju tego, który w mgle listopadowej zawiązali Wysocki i Zaliwski. Od samego początku stanął w obliczu wojny partyzanckiej, którą kierowały niewidoczne ręce, kryjące się gdzieś w jego własnej stolicy, i która przez szesnaście miesięcy trzymała w szachu największą armię Europy.”[3]

Zwykle "Czerwonych" przedstawia się jako tych pochopnych, pełnych dobrych chęci studentów, którzy nie potrafili bezczynnie stać i czekać. Robili byle co, by pokazać, że starają się jak mogą by odzyskać niepodległości. Młodzi ludzie bardzo ochoczo szli w bój, wcześniej robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia w romantycznych pozach z szablami i strzelbami.

"Biali" są przedstawieni jako ci starsi, mądrzejsi, wiedzący co będzie lepsze dla wszystkich, nawet jeśli sami nie wiedzą co to jest. Ich decyzje na pewno by zmieniły bieg wydarzeń roku 1863, jeśli tylko "Czerwoni" nie uzyskali tak dużego poparcia tłumu. Ale studenci w końcu stanowili elitę młodej inteligencji, zjednoczoną społecznie grupę pod przywództwem wyjątkowo utalentowanych ludzi, których niestety talent zmarnowano. Mówię między innymi o Jarosławie Dąbrowskim, młodym typowym oficerze, przyszłym wodzu paryskich komunardów. To dzięki niemu konspiracja w Królestwie zaczęła się wyraźnie krystalizować. Porozwiązywał wszystkie małe i drobne organizacje, inne po przyłączał do Komitetu Miejskiego. To właśnie dzięki niemu powstał Komitet Centralny Narodowy, który później zmienił się w Rząd Tymczasowy. To właśnie Dąbrowski zaczął realnie przygotowywać się do powstania, które musiało wybuchnąć, była to tylko kwestia czasu. Dawniejsza historiografia twierdzi, że „Łokietek” dał się ponieść gorącej warszawskiej atmosferze. Inni twierdzili, że jego czyny spowodowane były próbą zdobycia uznania w oczach niejakiej panny Zgliszczyńskiej. Paweł Jasienica stwierdza, że nie warto roztrząsać tak błahych problemów, i że oczywistym jest „iż na podstawie wiadomości przywiezionych z Rosji oraz spostrzeżeń poczynionych na miejscu, w Królestwie, Jarosław Dąbrowski wręcz błyskawicznie, okiem urodzonego wodza ocenił dwie rzeczy. Że wobec istniejących napięć społecznych i powszechnego wzburzenia wybuch powstania – rewolucji jest w Polsce nieunikniony. I że zegar wskazuje za pięć dwunastą.”[4]

Możemy więc w tym momencie (a gdy Dąbrowski przyjechał do Warszawy był rok 1862) powiedzieć, że ani reformy, ani czekanie na poprawę polskiej gospodarki i oświaty nic by nie dało. Niestety "Biali" usunęli Dąbrowskiego z stanowiska naczelnika, jego plan obalono. 14 sierpnia, na pól roku przed wybuchem powstania, Dąbrowski znalazł się w więzieniu. Jak pisze Jasienica: „Przepadł dla powstawiana największy wśród ówczesnych Polaków talent.”[5]

Są też inne przykłady powstańców, którym jednak wydarzenia roku 63 pozwoliły odkryć swój talent. Jednym z nich był Ludomir Benedyktowicz. Dołączył do walczących rodaków w wieku dziewiętnastu lat. Podczas walki z kozakami stracił obydwie dłonie. Jedną odciął mu Kozak, druga została strzaskana przez kulę. Został uratowany przez miejscowe ziemiaństwo, które w tajemnicy wyleczyło go w swoim dworku. O dziwo, dzięki tym tragicznym wydarzeniom, Benedyktowicz mógł spełnić swoje marzenie. "Przed powstaniem zgodnie z wolą rodziców uczył się leśnictwa, mimo że zawsze pragnął być malarzem. Bez rąk nie mógł pracować jako leśnik. Zamówił u kowala srebrną obsadkę zakładaną na kikut, zębami umieszczał w niej pędzel i malował."[6] Po powstaniu zaczął studia u Wojciecha Gersona, potem kontynuował naukę w Monachium by wreszcie trafić pod oko mistrza Matejki. Gdy rozgorzały dyskusje z modernistami bronił swoich mistrzów Grottgera i Siemiradzkiego. W końcu po długich kłótniach z, między innymi, Stanisławem Witkiewiczem, zrezygnował. "Młodzi wykopali między nimi a nami starymi nie przebytą przepaść jakiejś zwyrodniałej nienawiści"[7]. Jako jeden z czterech i pół tysiąca powstańców doczekał niepodległej Polski.

Literatura końca XIX wieku stworzyła smutne, tragiczne i pełne poświęcenia oblicze walk. Dostrzeżemy tu u Żeromskiego, Orzechowej, czy Prusa. "Nie dozbrojony, słabo wyszkolony i głodny polski powstaniec przemierza lasy i bezdroża, raczej kryjąc się przed kozackimi patrolami niż poszukując utarczki. Nie zrozumiany przez rodzinę, dopatrującą się szans na "normalne" życie w polityce margrabiego Wielopolskiego, wyklinany przez chłopów - z powodu rekwizycji 'na potrzeby walczących' i własnych szlacheckich wyobrażeń o społecznym ładzie, trudnych do zrozumienia dla nauczonego nieufności włościanina. Jest to więc wizerunek uciekiniera, outsidera, spóźnionego ze swymi ideałami w całkiem nie idealistycznych czasach."[8]

Inny wizerunek przedstawia nam relacja obserwatora szwajcarskiego, półkownika von Erlacha. Dołączył on do oddziałów znajdujących na Lubelszczyźnie i czynnie brał udział w walkach. Jego relacja przedstawia obraz wyidealizowany, jednak nie martyrologiczny, jak my - Polacy, zwykliśmy to robić. "Życie powstańcze w partiach, które obserwowałem jest niezwykłe, ponad wszelkie wyobrażenia piękne i pociągające."[9] Ukazuje on radośniejszą stronę walk: obchodzenie urodzin i imienin w obozach, granie na skrzypcach, bębnach, fletach, koleżeńskie życie toczące się pomiędzy namiotami podtrzymywane było przez wspólne wieczorne śpiewanie pieśni patriotycznych, czy "ciągłe odwiedziny mieszkającej w pobliżu ludności wszelkich stanów, wieku i płci(…)".

Początkowo Austria i Prusy patrzyły na powstanie przez palce, bo działo na niekorzyść Rosji. Jednak zaborców wciąż łączyła więź braterstwa. Europa Zachodnia stwarzała wrażenie poparcia dla walk, Traugutt został przywitany przez Napoleona III słowami: "Trwajcie przynajmniej do wiosny, kiedy się zacznie."[10] Cesarz dawał do zrozumienia, że niedługo wybuchnie wojna z Rosją. Jednak w lutym 1864 książę Czartoryski usłyszał "Ci Polacy zawsze rozpoczynają nie w porę".[11] Stało się tak, gdyż w tym czasie po Europie podróżowali Rosjanie, śpiewacy i artyści, z dużą ilością pieniędzy, przedstawiając się z jak najlepszej strony. A Polscy emisariusze, dziennikarze i artyści, przestawiali ich jak największych potworów. Przede wszystkim jednak, powstanie burzyło dobrze funkcjonujący ład w Europie, co wszystkim było nie na rękę. Mimo to prasa, głównie włoska i francuska, trzymała stronę powstańców wychwalając ich bohaterskość i przedstawiając okrucieństwa Rosjan. Dla zwykłego europejczyka była to sensacja. "Coś się działo między francuską interwencją w Meksyku a kolejnym etapem wojny secesyjnej w USA."[12]

Załamanie powstania przyszło już latem 1863 roku. Do Polski wkroczyła 450 tysięczna armia, prawie cała realna siła Rosji. Od września militarnie kontrolowała sytuację. Zaczął się terror fizyczny, wprowadzana została zasada odpowiedzialności zbiorowej wobec ludności cywilnej. Oblicza się, że po postaniu styczniowym przeprowadzono około 600 egzekucji, kilkaset osób zmarło w więzieniach, około 10 tysięcy wyemigrowało, 20 tysięcy poległo w walkach, a na Sybir wywieziono około 38 tysięcy ludzi.

Do bilansu strat dodaję się zlikwidowanie odrębności Królestwa Polskiego, zamiast którego powstał kraj nadwiślański, zlikwidowanie Uniwersytetu Warszawskiego, skrajną rusyfikację, rozbicie i upadek stanu szlacheckiego.

W teraźniejszości, szczególnie młodzieży, walka o wolność w tak beznadziejnej sytuacji, może wydawać się bezsensowna. "Dzisiejszym uczniom bardzo trudno zrozumieć tamte motywacje i postawy (…). Podczas dyskusji, czy warto się bić, w pierwszym momencie pytają: po co? Dopiero po dłuższej rozmowie, (…) są skłoni opowiedzieć się za postawą powstańczą. Generalnie jednak mają raczej pragmatyczne niż romantyczne podejście do życia."[13] Dla Polaków z tamtych czasów, powstanie było czymś naprawdę ważnym i honorowym. Są rzeczy, które ludzie cenią bardziej niż życie i są w stanie je poświęcić, by to zdobyć. Dla powstańców życie bez wolności nie było życiem i chcieli zrobić wszystko by inni odzyskali to czego oni nie mieli. "Jeśli i te uwagi uznacie Państwo za mało istotne, to po prostu zachowajmy się godniej wobec pokolenia 1863 - 1864 roku. Nasi pradziadowie podjęli taką właśnie decyzje - uszanujemy ich wolę"[14] ripostował profesor Dobroński jednemu z historyków, który wygłosił pogląd, że rocznica powstania 1863 "to rocznica głupoty narodowej"[15].

Myślę, że śmiało można nazwać wszystkich powstańców, szlachciców, żydów, chłopów, robotników, urzędników za patriotów. Może brali udział w walce, która nie miała najmniejszych szans na zwycięstwo, może czasami podejmowali błędne decyzje, jednak walczyli do końca, umarli za to co wierzyli, za swoje ideały, za swój naród, za swój kraj, za swoich potomków, czyli za nas. Nazwanie ich, łagodnie, "nierozważnymi romantykami" byłoby równoznaczne z nazwaniem tak wszystkich Polaków walczących o swój kraj, zaczynając od rycerzy Mieszka, a kończąc na członkach „Solidarności”. Tym bardziej, że jeżeli przyjrzymy się w jaki sposób traktowano powstańców po odzyskaniu niepodległości, zobaczymy, że dziś po 1989 roku, tak samo traktujemy powstańców warszawskich. Nie mówię tylko o spotkaniach z młodzieżą, czy wybudowaniu muzeum, ale o szacunku i traktowaniu ich osób z godnością i szacunkiem, który im się należy. Zresztą ostatni żyjący powstaniec styczniowy był członkiem AK i brał czynny udział w powstaniu warszawskim. "Przez całą wojnę obsesyjnie nosił powstańczy mundur, żeby - jak mówił - widok polskiego oficera podtrzymywał ludzi na duchu (…) [Tomasz] Bartczuk był ostatni. Zmarł 9 marca 1946 roku w wieku stu lat."[16]

Ataki na powstanie styczniowe zaczęły się zaraz potem jak ono się zakończyło. „Wiele razy słyszeliśmy: polskie szaleństwo! Margrabia Wielopolski uzyskiwał ulgi, oni mu wyrwali grunt spod nóg, skrwawili kraj, znowu zaludnili Sybir Polakami, spowodowali represje, ostrą rusyfikację, ułatwili grę Bismarckowi. Niektórzy mówią nawet o popowstaniowym kryzysie poczucia narodowego oraz upadku piśmiennictwa.”[17] Tak, w pewnej mierze to racja, ale ludzie, którzy oddali swoje życie „na ołtarzu ojczyzny”, którzy ukazali cały swój heroizm, którzy zostali zesłani, którym możemy tylko zazdrościć, że mieli okazję ukazać jak bardzo kochają swój kraj i że mogą poświęcić dla niego wszystko, przyczynili się do kilku ważnych rzeczy. Najważniejszą oczywiście jest reforma na wsi, uwłaszczenie chłopów, które w innych krajach nastąpiło, dosłownie, wieki temu.

Jak już wspomniałam na początku pracy, rok 1863 rozpoczął w Polsce nową epokę. Pozytywizm, stworzył solidne podstawy drugiej Rzeczpospolitej. Praca u podstaw, pomysł wytworzony w popowstaniowych umysłach, dała efekt, którego można było się spodziewać.

Można się zastanowić co by się stało gdyby powstanie nie wybuchło. Badacze próbujący stworzyć alternatywną historię zwykle odwołują się do przykładu Finów. W 1864 Aleksander II rozszerzył autonomię lojalnego wobec Rosji narodu. W latach osiemdziesiątych jednak zabierane im są kolejne jej elementy, aż wreszcie Finlandia całkowicie zostaje pochłonięta. Możemy więc się tylko zastanawiać, czy gdyby powstanie nie wybuchło, dalej bylibyśmy prowincją rosyjską, nadwiślańską krainą?


Bibliografia:

· Zofia T. Kozłowska „Poznajemy przeszłość od początku XVIII w. do 1939” wyd. SOP Toruń 2003

· M. Żywczyński „Historia Powszechna 1789 – 1870”

· Norman Davies „Boże Igrzysko” wyd. Znak Kraków 2002

· A. Radziwił W. Roszkowski „Historia 1789 – 1871” wyd. PWN Warszawa 2000

· P. Jasienica „Dwie Drogi” wyd. PWN Warszawa 1960

· Z. Starorypiński K. Borowski „Między Kamieńcem i Archangielskiem – Dwa pamiętniki powstańców z 1863 r.” wyd. PIW Warszawa 1986

· S. S. Wojtkiewicz "Powstanie styczniowe" wyd. Nasza Księgarnia 1963

· A. Dobroński "Refleksje postyczniowe: Biała dusza powstańcza" w: "Polska Zbrojna" 25 stycznia 1995 str. 7

· J.Podgórska "Bój bez broni" w: "Polityka" nr 4 (2385), 25 stycznia 2003 str. 100 - 105

· P. Majewski "Poszli nasi w bój bez broni. Powstanie styczniowe" w: "Życie" 25 - 26 stycznia 1997 str. 9

· "Mówią Wieki" nr 1/03 (517)



[1] Pieśń z obozu oddziału Jeziorańskiego słowa W. Pol, muzyka A. Bojarski w: P. Majewski Poszli nasi w bój bez broni. Powstanie styczniowe w: Życie 25 - 26 stycznia 1997 str. 9

[2] N. Davies Boże Igrzysko wyd. Znak Kraków 2002 str. 821

[3] J. w str. 824

[4] P. Jasienica Dwie Drogi wyd. PWN Warszawa 1960 str. 134

[5] J. w str. 147

[6] J. Podgórska Bój bez broni w: Polityka nr 4 (2385), 25 stycznia 2003 str. 105

[7] J. w

[8] Poszli nasi w bój bez broni. Powstanie styczniowe w: Życie 25 - 26 stycznia 1997 str. 9

[9] J. w

[10] Powstanie najmniej romantyczne w: Mówią Wieki nr 1/03 (517) str. 8

[11] J. w

[12] J. w str. 9

[13] J. Podgórska Bój bez broni w: Polityka nr 4 (2385), 25 stycznia 2003 str. 105

[14] A. Dobroński Refleksje postyczniowe: Biała dusza powstańcza w: Polska Zbrojna 25 stycznia 1995 str. 7

[15] J. w

[16] J. Podgórska Bój bez broni w: Polityka nr 4 (2385), 25 stycznia 2003 str. 104

[17] P. Jasienica Dwie Drogi wyd. PWN Warszawa 1960 str. 163

Brak komentarzy: