Opowieść o pogodzie

- Kurna, ale zimno! - mruknął i dokładniej obwiązał się szalikiem.
- No... - odmruknęła wciskając czapkę na oczy.
Rozejrzeli się dookoła. Stali wieczorem na przystanku tramwajowym. Kilka metrów od nich znajdowała się latarnia, która wesoło pobzykiwała.
- Jest pełnia - zauważyła.
- Czary mary.. - złośliwie jej odburknął.
Zawiał wiatr. Zimny, wręcz lodowaty.
- Nie śmiej się. Wiatr jest z wschodu.
Po torach przetoczyła się plastikowa torebka.
- I co z tego? - skulił się.
- To zły znak. Pełnia, lodowaty wiatr. Czary to poważna sprawa nie należy się z nich śmiać. Szczególnie w TAKIE noce.
- Ja pitole, ale Ci odwala ostatnio.
- Skąd wiesz co niosą ze sobą podmuchy? Prawdopodobnie wielki czarnoksiężnik z Rosji, nasyła na nas front znad Syberii, żebyśmy wszyscy zamarzli.
- Taa... Specjalnie dla Putina, co? - wyciągnął papierosa. - żeby mógł nas z łatwością pokonać.
Co raz próbował podpalić, jednak słaby, niebiesko zielony ogień, gasł. Latarnia przestała bzyczeć i też zgasła, nastała ciemność.
- Masz zapałki?
Założyła rękawiczki, spojrzała na niego z oburzeniem. Znaczy się wzrokiem, który miał być pełen oburzenia. Jednak przez mróz i zatkany nos, w oczach pojawiły się łzy. Ostatecznie dało to efekt małej rozwydrzonej dziewczynki, która nie dostała cukierka.
- Wiesz co?! Nie gadam z tobą. Jesteś ignorantem.
Stali w ciszy przez następne 15 minut. Ona zawsze wierna swoim słowom, on najwyraźniej stwierdził, że i tak nie ma sensu mówić cokolwiek.
- Chodź idziemy na piechotę, bo i tak ten tramwaj nie przyjedzie.
Dookoła ciemność, nawet gwiazd nie było widać. Tylko pełne oblicze księżyca, któremu towarzyszył zimny wschodni wiatr wdzierający się pod każdą warstwę ubrania, przewiewający skórę, docierający aż do kości, aż do szpiku.
- Zimno mi - jęknęła.
- Chodź idziemy – odpowiedział nieco triumfalnym tonem, jakby właśnie co wygrał bitwę- rozgrzejemy się przynajmniej.
Jej mina zmarkotniała jeszcze bardziej, a nosek zaczerwienił z zimna.
-Przynajmniej nie pada - szepnęła.
- Niech śnieg spadnie, niech na zawsze przyjdzie zima! - odkrzyknął jej z przodu, aż podskoczyła - opowiadałem Ci, że Jezus był z Krakowa?
- Idiota. Nie powinieneś życzyć sobie czegokolwiek w takie noce. Złe czary tylko czekają na luźno rzucone życzenia.
Spojrzała jeszcze raz nie pewnie na zgaszoną latarnię i pozostałe przed nią. Ciemna ulica, w ciemną zimną noc. Pomyślała o długiej drodze do domu i jęknęła po raz kolejny.
Z ciemności obserwowała ich para lodowo niebieskich oczu. Obok niej powolutku zaczęły spadać małe płatki śniegu...

Brak komentarzy: